• Strona główna
  • Mapa strony

Blog

Fatalne zauroczenie - czyli o niedojrzałej miłości

Fatalne zauroczenie - czyli o niedojrzałej miłości

Napisała Aleksandra Hulewska 14 październik 2018   /   W kategorii: Blog

Pamiętacie film „Fatalne zauroczenie” z mistrzowską kreacją Glenn Close? Grana przez nią bohaterka – atrakcyjna, niezależna kobieta sukcesu – poznaje młodego pisarza (w tej roli Michael Douglas). Para wpada sobie w oko, umawia się na spotkanie i ostatecznie ląduje łóżku. Dla niego to zaledwie niezobowiązujący seks. Dla niej – sygnał, że los postawił na jej drodze tak długo wyczekiwaną miłość. Kobieta za wszelką cenę próbuje więc zatrzymać kochanka. Początkowo używa seksualnego uwodzenia. Kiedy jednak metoda ta nie skutkuje, wywiera presję, nachodzi mężczyznę, szantażuje go, a ostatecznie posuwa się do zbrodni. Jak to możliwe, że z osoby tak przywiązanej, oddanej, gotowej przychylić nieba obiektowi swoich uczuć, bohaterka zmienia się w potwora? Dlaczego miłość w mgnieniu oka przeradza się w nienawiść? W dzisiejszym poście postaram się rozwikłać tę zagadkę.

Już Zygmunt Freud twierdził, że ludzkim zachowaniem kierują dwie wiązki popędów: życia (Eros) i śmierci (Thanatos). Ojciec psychoanalizy w swojej praktyce klinicznej wielokrotnie obserwował, jak jeden popęd potrafił szybko i gwałtownie przechodzić w drugi. Wyniki współczesnych badań z wykorzystaniem rezonansu magnetycznego potwierdzają tamte spostrzeżenia. Przykładowo, John Paul Romaya i Semir Zeki odkryli, że zarówno wtedy, kiedy czujemy sympatię, jak i wówczas, gdy przeżywamy wrogość, aktywizowane są ościenne regiony naszych mózgów. Można więc powiedzieć, że miłość i nienawiść są neurologicznymi sąsiadkami. To nie mit, że dzieli je cienka granica.

Na podstawie własnych doświadczeń zdobytych w pracy psychoterapeutycznej mogę stwierdzić, że – choć niemal wszyscy ludzie przejawiają skłonność do miłości i nienawiści – to sposób, w jaki tendencje te znajdują wyraz w konkretnych zachowaniach, jest uwarunkowany poziomem psychologicznej dojrzałości. Najogólniej rzecz ujmując, miłość osób dojrzałych jest oparta na takich wartościach, jak szacunek dla partnera, jego szczęście, dobro i wolność. Jednostka kochająca dojrzale traktuje drugą osobę podmiotowo. Widzi ją jako odrębnego, niezależnego człowieka, który ma prawo do swoich potrzeb, pragnień, pasji; do własnego niezależnego świata. Tego rodzaju postawa jest – używając słów Ericha Fromma – „miłością produktywną”, tj. pozbawioną chęci wyzysku i manipulacji radością płynącą z dawania. Postawa ta wypływa z faktu, że człowiek dojrzały jest świadomy siebie, autonomiczny i samodzielny. Ma również ustabilizowane poczucie własnej wartości. Dzięki temu, że zbudował satysfakcjonujące życie i mocno stoi na własnych nogach, jest zdolny do współtworzenia relacji opartej na wzajemnym inspirowaniu się, kiedy zachodzi taka potrzeba – troszczeniu się o siebie i wspieraniu, a jednocześnie – nie przytłaczaniu sobą nawzajem.

W związkach psychologicznie dojrzałych ludzie są ze sobą, ponieważ tego pragną, a nie dlatego, że odczuwają wewnętrzny przymus „przywarcia do drugiej osoby” wynikający z niezdolności do życia w pojedynkę. Świadomi swojej wartości partnerzy nie popadają w nadmierną zazdrość czy lęk przed opuszczeniem. Obdarzają drugą osobę zaufaniem, bez potrzeby kontrolowania, nadmiernych ograniczeń i zakazów. Wszystko to opiera się na uznaniu faktu, że drugi człowiek nie jest niczyją własnością i że miłość może spełniać się tylko wówczas, gdy obie strony pozostają we wzajemnej relacji, bo tak wybierają, a nie dlatego, że są do tego przymuszane lub że nie potrafią inaczej.

Zgoła odmiennie wygląda miłość osób emocjonalnie niedojrzałych. Ich uczucie jest egocentryczne i zachłanne. Druga osoba nie jest tu postrzegana jako niezależny, autonomiczny byt ale – funkcjonalnie: jako źródło gratyfikacji. Człowiek niedojrzały nieświadomie lokuje w swoim partnerze oczekiwanie, iż ten w pełni zaspokoi jego frustrowane od najmłodszych lat archaiczne potrzeby takie, jak np. niezmącona niczym bliskość, najtroskliwsza opieka, ciągła uwaga, bezwarunkowa akceptacja czy nieustające wsparcie. W takiej relacji partner jest podświadomie utożsamiany z idealnym rodzicem, którego dana osoba najczęściej nigdy nie miała.

Z moich obserwacji wynika, że w historii życia ludzi niedojrzałych często miało miejsce emocjonalne opuszczenie, a nierzadko psychiczna i fizyczna przemoc. Nie otrzymawszy w dzieciństwie wystarczającej ilości ciepła, troski i miłości, osoby te żywią przeświadczenie, że wszystko to znajdą w ramionach ukochanego/ukochanej. Oczekiwania te prowadzą do idealizacji partnera (szczególnie w początkowych etapach związku) i pokładania w nim ogromnych nadziei. „Od tej pory wszystko się zmieni”, „Dzięki niej moje życie nabierze sensu”, „Wreszcie spotkałam kogoś, kto wyciągnie mnie z otchłani” – tego rodzaju pragnienia, fantazje i marzenia zdarza mi się słyszeć w moim gabinecie. Zamiast szukać źródła siły i oparcia w sobie – co pomaga budować egzystencję na solidnych, autonomicznych podstawach – człowiek niedojrzały większość swojej energii poświęca na poszukiwanie mitycznej drugiej połówki, która – pod względem psychologicznym – stanie się dla niego idealną matką lub ojcem. Osoba taka marzy o cudownym związku ciał i dusz, o totalnym zespoleniu z partnerem, na którym będzie można się oprzeć, w którego ręce będzie można złożyć odpowiedzialność za swoje istnienie i za pośrednictwem którego będzie można żyć.

Jak widać, człowiek psychologicznie niedojrzały kocha, ponieważ nie może obyć się bez obiektu miłości. Jego samoocena jest zazwyczaj niestabilna lub niska, dlatego niemal nieustannie dręczy go lęk przed opuszczeniem. Z tej emocji wypływa także zazdrość, zaborczość, żądanie bezustannego kontaktu, a także zachowania zmierzające do roztoczenia nad partnerem ścisłej kontroli. Nietrudno się domyślić, że takie wyobrażenie o idealnym zespoleniu z drugim człowiekiem (w stu procentach oddanym i zaspokajającym) jest złudzeniem, które prędzej czy później musi prysnąć w konfrontacji z rzeczywistością. Partner osoby niedojrzałej potrzebuje bowiem równowagi pomiędzy byciem we dwoje a przebywaniem w swoim autonomicznym świecie - swoich indywidualnych pasji, przyjaźni czy zawodowej aktywności. Tę naturalną dla większości ludzi potrzebę chwilowej separacji osoba psychologicznie niedojrzała przeżywa jako potencjalne odrzucenie/opuszczenie. A to  wpędza ją w lęk, a nierzadko panikę i skłania do podejmowania rozmaitych, często skrajnych, prób zatrzymania ukochanego przy sobie. Im bardziej jednak usiłuje go zawłaszczyć, tym większe jest prawdopodobieństwo, że ten nie wytrzyma presji i rzeczywiście podejmie decyzję o rozstaniu. Jednostkę niedojrzałą zazwyczaj ogarnia wtedy skrajna wściekłość. Jest to moment, w którym obiekt miłości staje się obiektem nienawiści („Jak ona mogła mnie tak potraktować!?”, „Oszukał mnie!”, „Okazał się zwykłym draniem”), a cała energia strony porzuconej zostaje ukierunkowana na ukaranie tego, kto zawiódł pokładane w nim nadzieje.

Im niższy jest poziom psychologicznej dojrzałości danej osoby, tym mniejsze są jej możliwości odwołania się we wspomnianych sytuacjach do zdrowego rozsądku i obiektywnej oceny zdarzeń. Tym więcej jest natomiast działań nieprzemyślanych, impulsywnych, będących prymitywnym wyładowaniem gwałtownych emocji, z którymi jednostka niedojrzała nie potrafi sobie poradzić. Tego rodzaju niekontrolowane zachowania są my psychoterapeuci określamy mianem: „acting-out”, co oznacza odreagowywanie emocji w bezpośrednim działaniu, zamiast – jak to ma miejsce u osób dojrzałych – poprzez akty symboliczne takie, jak racjonalna ocena sytuacji, autoperswazja itp. W takich chwilach łatwo o agresję i przemoc, a nawet ekstremalnie zachowania, m.in. samobójstwo czy zabójstwo. Siła emocji jest tak potężna, a mechanizmy samokontroli tak słabe, że w tej konkretnej chwili najważniejsze staje się wyładowanie skumulowanych uczuć, a nierzadko – zemsta na tym, kto zawiódł; bez względu na konsekwencje. W danym momencie nie liczy się rzeczywistość. Ważne jest tylko dotkliwe ukaranie tego, kto zaczyna być postrzegany jako zdrajca i największy wróg.

Do mojego gabinetu najczęściej przychodzą ludzie, którzy padli ofiarą takiej niedojrzałej, skierowanej w ich stronę miłości. Skarżą się na poczucie przytłoczenia, mówią, że brakuje im przestrzeni dla siebie, że są się coraz bardziej sfrustrowani i zniechęceni wygórowanymi oczekiwaniami swojego partnera. Nie mogą pojąć, dlaczego dorosła osoba, z którą się związali, zmieniła się w rozkapryszone, roszczeniowe, wymagające nieustannej uwagi dziecko. To, co mogę wówczas zrobić, to ułatwić moim klientom zrozumienie drugiej strony, wyjaśnić, skąd się biorą wszystkie skrajne reakcje. Rozmawiamy również o tym, jak można zachęcić partnera do rozpoczęcia psychoterapii, która jest w stanie przynieść ulgę każdej ze stron. Czasami tego rodzaju motywacja przynosi pozytywny rezultat. Niestety, dość często niedojrzali partnerzy nie chcą się zmienić. Źródła doświadczanego cierpienia nie lokują bowiem w sobie, ale upatrują go w drugiej osobie, która – w ich subiektywnym odczuciu – odtrąca, lekceważy, a wreszcie porzuca. W takiej sytuacji prawdopodobieństwo, że relacja przerodzi się w trwałą, pozytywną więź, jest bliskie zeru. Dopóki bowiem człowiek postrzega problem na zewnątrz, dopóty nie ma motywacji do pracy nad sobą, a tym samym nie przechodzi wewnętrznej przemiany.

Jeśli więc w bohaterce kreowanej przez Glenn Close dostrzegasz choćby ułamek siebie (swoich reakcji, schematów myślenia czy działania), gorąco zachęcam Cię do rozpoczęcia pracy nad sobą w celu osiągnięcia emocjonalnej dorosłości. By bowiem mieć udany związek oparty na dojrzałej miłości, samemu trzeba dojrzeć. Nie ma tu dróg na skróty, niestety.

Aleksandra Hulewska

Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.