• Strona główna
  • Mapa strony

Blog

Zaufanie

Zaufanie

Napisała Aleksandra Hulewska 23 kwiecień 2013   /   W kategorii: Blog

Kilka dni temu natknęłam się na reklamę kursu organizowanego przez jednego z gwiazdorów polskiej sceny PR. Wśród licznych kompetencji, w które obiecywał wyposażyć uczestników zajęć, na pierwszym miejscu znalazła się umiejętność błyskawicznego emocjonalnego zbliżenia się do rozmówcy, by w ten sposób – tj. poprzez skrócenie psychologicznego dystansu – wpływać na jego zachowanie.

Lektura oferty wywołała we mnie dysonans, mimo że przecież od lat powtarzam studentom, że zdolność do skutecznego oddziaływania na innych jest jedną z najważniejszych kompetencji społecznych. Pozbawieni tej umiejętności nie bylibyśmy w stanie efektywnie radzić sobie w życiu, a tym samym przetrwać w przeładowanym informacjami oraz licznymi wymaganiami świecie. Wystarczy przyjrzeć się naszym codziennym interakcjom, w trakcie których zadajemy pytania, prosimy o przysługi, zawieramy umowy, składamy propozycje. Wszystkie te zachowania są niczym innym, jak wpływaniem na ludzi w celu uzyskania od nich tego, na czym nam w danym momencie zależy. Oczywiście mechanizm ten działa i w drugą stronę. Inni także próbują uzyskać od nas informacje, skłonić do podjęcia określonych zachowań, zachęcić do zmiany postaw i tak dalej. Warto także podkreślić, że w długofalowe procesy takie, jak np. wychowanie, edukacja czy psychoterapia, wpisane jest oddziaływanie na drugiego człowieka. Wpływ jest więc zjawiskiem powszechnym, typowym, naturalnym i - co ważne - potrzebnym!
A jednak czytając wspomnianą ofertę miałam poczucie, że coś tu nie gra. O co chodzi? – uporczywie pytałam samą siebie, nie mogąc oderwać wzroku od treści ogłoszenia.
……

Dawno, dawno temu…
…zostałam zaproszona do współpracy, na zasadach non profit, przy pewnym projekcie. Ponieważ identyfikowałam się z jego misją, z radością podjęłam wyzwanie. Moim zadaniem było kierowanie jedną z większych części przedsięwzięcia. Poczynając od stworzenia koncepcji, a skończywszy na koordynowaniu fazy realizacji. W chwili gdy domknęłam prace koncepcyjne i przygotowywałam się do pierwszego roboczego spotkania z podlegającym mi zespołem, organizatorzy podjęli decyzję o przydzieleniu mi do pomocy dodatkowej osoby. Zdziwiłam się, ponieważ na tym etapie nie potrzebowałam żadnego wsparcia. Mimo że byłam gotowa do działania, ostatecznie uległam perswazji. Przeważył argument, że człowiek, który ma pełnić funkcję „Mojej prawej ręki”, jest ważny „ze strategicznego punktu widzenia”. Jako etatowy pracownik kluczowego sponsora projektu jest „naszym klientem wewnętrznym", a zatem nie można go pominąć. Chcąc nie chcąc umówiłam się z nim na spotkanie. Trudno – myślałam – poświecę czas (którego miałam wówczas bardzo mało) i wprowadzę go zarówno w założenia całego projektu, jak i w moje pomysły oraz plany. Z drugiej strony – kontynuowałam rozważania – może „Moja prawa ręka” wniesie coś ciekawego i świeżego do tego, co stworzyłam? Może jest to początek wartościowej współpracy? Nie uprzedzaj się! – skarciłam samą siebie i z pozytywnym nastawieniem przybyłam na miejsce.

Jak cudnie…
…jest nie ulegać uprzedzeniom! Okazało się, że spotkałam przemiłego, otwartego i bezpośredniego człowieka, z którym na dodatek łączyło mnie tak wiele podobnych przeżyć. Serdeczność, jaką mnie otoczył, spowodowała, że otworzyłam się przed nim znacznie bardziej, niż mam w zwyczaju w kontaktach z nowo poznanymi ludźmi. Mijały godziny, a my pogrążaliśmy się w coraz bardziej osobistej rozmowie, zapominając o zasadniczym celu spotkania. Miałam poczucie, jakbyśmy się znali od lat, co napawało mnie zdumieniem, a jednocześnie nadzieją, że być może los stawia na mojej drodze kogoś, z kim współpraca ma szansę przerodzić się w bliższą zażyłość.
Ustalenia merytoryczne nie trwały długo. Mój nowy współpracownik zgodził się ze wszystkimi pomysłami, które przedstawiłam. Gdy zachęcałam go do poddania ich krytyce, twierdził, że nie ma żadnych uwag. Twoja koncepcja jest świetna – słyszałam – nie ma zatem sensu niczego zmieniać. Cóż za wyjątkowa jednomyślność! Pełna harmonia! – byłam pod wielkim wrażeniem. Co prawda raz na jakiś czas pytania „Mojej prawej ręki” wydawały się zbyt oczywiste, a nawet merytorycznie naiwne… Co prawda nie usłyszałam żadnej propozycji z jego strony… Co prawda… stop! Nie czepiajmy się drobiazgów! Ten człowiek na pewno zna się na rzeczy. Inaczej nie zostałby oddelegowany do pracy przy projekcie – szybko spacyfikowałam rodzące się wątpliwości. Do domu wracałam przepełniona optymizmem co do dalszych działań naszego dwuosobowego teamu, jak i nadzieją na nową przyjaźń.

O poranku…
…kubeł lodowatej wody na głowie to stanowczo zbyt łagodna metafora na przedstawienie tego, co przeżyłam, kiedy zajrzałam do skrzynki pocztowej. Znalazłam w niej e-mail, który „Moja prawa ręka” zdążyła wysłać do wszystkich osób z kierowanego przeze mnie zespołu. Poza zaproszeniem na pierwsze spotkanie, wiadomość zawierała opis MOICH AUTORSKICH pomysłów przedstawionych jako efekt NASZEJ WSPÓLNEJ PRACY! Ciąg dalszy w postaci szczegółowej relacji z pogłębiających się wobec mnie nastawień rywalizacyjnych i stosowanych chwytów poniżej pasa wolę w tym miejscu pominąć. Dla porządku dodam może tylko, że w tamtym czasie nie miałam świadomości, iż „Moja prawa ręka” zabiegała w swojej firmie o zmianę stanowiska. A w związku z tym bardzo jej zależało na wykazaniu się przed przełożonymi kompetencjami w obszarze, za który to ja odpowiadałam w projekcie… Po domknięciu fazy planowania, podjęłam decyzję o wycofaniu się z akcji. "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść" - jak śpiewa Grzegorz Markowski. Było, minęło, życie toczy się dalej.
………

Najwyższy czas, by powrócić do początku dzisiejszego, dość obszernego wywodu. Do reklamy szkolenia, na którą się przypadkowo natknęłam. Przypomnijmy, że organizujący je PR-owiec obiecywał zainteresowanym, że po ukończeniu kursu będą potrafili manipulować ludźmi za pośrednictwem tworzenia pozorów intymnej bliskości. „Chcesz, by inni tańczyli, jak im zagrasz - spraw, by ci zaufali. Jak to zrobić? Tego dowiesz się na moim szkoleniu” – hasła tego typu mogłyby zachęcać klientów do skorzystania z oferty.
A jak się czuje osoba potraktowana w taki sposób? Jakie ponosi konsekwencje? Co z etyką uprawiania zawodów wymagających wpływania na ludzi? Gdzie kończy się naturalny dla nas wszystkich wpływ, a zaczyna perfidna manipulacja? Tych zagadnień program kursu już nie obejmował… Zdaniem jednego z moich przyjaciół, znakomitego psychologa społecznego, ludzie mają spore umiejętności radzenia sobie w sytuacjach trudnych. Jego zdaniem „przeżyją”, gdy zostaną schwytani w pułapkę gry pozorów. Ja jednak pytam: jakim kosztem? Następnie zaś, bez względu na proponowane stawki, odmawiam prowadzenia szkoleń z zakresu manipulowania ludźmi. 

 

Zapoznaj się z regulaminem i dodaj komentarz.

Więcej w tej kategorii:
« Powrót W teatrze życia »